Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wchodząc, przestraszyłem żonę moją zmienioną twarzą. Wszedłem do jadalni, napiłem się trochę wina i, jak tylko zdołałem nieco się uspokoić, opowiedziałem jej co zaszło. Nietknięty obiad stał na stole dopóki nie skończyłem mego opowiadania.
— Jedna jest tylko w tem wszystkiem pociecha, rzekłem, chcąc zatrzeć przykre wrażenie, są to najpowolniejsze istoty jakie kiedykolwiek widziałem. Mogą więc pozostać w tym dole i zabijać ludzi, którzy się do nich zbliżą; ale nie będą mogły z niego wyjść... Lecz ten okropny ich wygląd!
— Nie mów już więcej, rzekła żona moja, kładąc rękę na mojem ramieniu.
— Biedny Ogilvy! i pomyśleć że on tam może leży nieżywy!
Żona moja przynajmniej uwierzyła memu opowiadaniu, skoro zaś spostrzegłem jak blednie, urwałem nagle.
— Oni mogą tu nadejść — powtarzała nieustannie.
Namówiłem ją by się pokrzepiła winem i starałem się uspokoić.
— Oni mogą się zaledwie poruszać — rzekłem.
Dla uspokojenia jej i siebie, zacząłem powtarzać wszystko, co mówił niegdyś Ogilvy o niepodobieństwie utrzymania się mieszkańców Marsa na ziemi, szczególny nacisk kładąc na trudności, wynikające z szybszego obrotu ziemi naokoło swej osi. Na powierzchni ziemi siła ciążenia powszechnego jest