Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czasem doznaję dziwnego oderwania się duszy od swego ja i otaczającego mię świata i obserwuję rzeczy te jak coś oddalonego w czasie i przestrzeni nie mającego nic wspólnego z napięciem i tragicznością rzeczywistego życia. Tego wieczora uczucie to było bardzo silnie rozwinięte.
Lecz jak pogodzić z sobą tę oto ciszę i spokój z szybko grasującą śmiercią zaledwie o dwie mile ztąd
Słychać było pracę maszyn elektrycznych, wszystkie latarnie się paliły. Zatrzymałem się przy jednej gromadce ludzi.
— Jakież nowiny z błoń? — spytałem.
— Co takiego? — spytał jeden z nich odwracając się.
— Co słychać na błoniach? — powtórzyłem.
— Czyś pan tam nie był? — spytali mężczyźni.
— Ludzie coś powaryowali z temi błoniami, rzekła kobieta, o cóż to chodzi?
— Czy nie słyszeliście o ludziach z Marsa? — rzekłem. Istotach z Marsa?
— Aż nadto, rzekła kobieta. Dziękuję — i wszyscy troje śmiać się zaczęli.
Czułem się upokorzonym i zawstydzonym; próbowałem bezskutecznie opowiedzieć im, co widziałem. Poczem oni znowu śmiać się zaczęli z moich urywanych zdań.
— Usłyszycie więcej niezadługo — rzekłem i poszedłem do domu.