Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sna mgła podniosła się, zakrywając jedną trzecią ich wysokości.
Na widok tego pastor krzyknął i zaczął biedz; ja zaś wiedząc, iż uciekać przed Marsyjczykiem było rzeczą próżną, skoczyłem w bok i zacząłem czołgać się w mokrych od rosy pokrzywach i głogach w szerokim przydrożnym rowie. Pastor obejrzał się, spostrzegł co czynię i zawrócił się, by się ze mną połączyć.
Dwaj Marsyjczycy zatrzymali się, pierwszy od nas naprzeciw Sunburg, drugi wprost Staines. Owe wycia, zapomocą których porozumiewali się poprzednio, teraz ustały a oni ustawili olbrzymie półkole osłaniające ich cylindry wśród absolutnego milczenia. Końce owego półkola obejmowały przestrzeń jakich mil dwunastu. Nigdy jeszcze od czasu wynalezienia prochu początek bitwy nie był tak cichym. Marsyjczycy zdawali się teraz panować bezpodzielnie nad całą tą przestrzenią, zapadającą się w nocne ciemności, przyświecał im tylko księżyc, jeszcze b. mały, gwiazdy i dalekie światła z Saint George’s Hill.
Lecz naprzeciw tego półkola wszędzie: w Staines, Hounslow, Ditton, Esher, Ockham, po za wzgórzami i lasami na południu od rzeki, na równinach i łąkach od północy, gdzie tylko jakaś kępa drzew lub kilka wiejskich domków dawały jakąś osłonę, czekały na nich armaty. Rakiety sygnałowe wznosiły się i rozsypywały tysiącem iskier wśród ciemności