Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jeden czy dwa pociągi przybyły z Richmond, Putney i Kingston, wyrzucając pasażerów, którzy wybrali się na wycieczki po rzece: zastali upusty zamknięte a uczucie paniki w powietrzu. Jakiś człowiek w niebieskim z białem krawacie opowiadał bratu memu z ożywieniem, że:
— Całe tłumy ludzi przybywają do Kingston na wózkach i wozach, unosząc ze sobą swój cenniejszy dobytek. Są to przybysze z Molesey, Weyridge i Walton i mówią, że słyszeli strzały armatnie w Chertsey, że żołnierze konni zalecili im uciekać natychmiast, bo mieszkańcy Marsa nadciągają. My słyszeliśmy również strzały, które wzięliśmy za grzmot; lecz co to wszystko znaczy, do licha? Mieszkańcy Marsa przecież nie mogą wyjść z tego dołu, nieprawdaż?
Brat mój nie umiał mu nic odpowiedzieć.
Około piątej publiczność zbierająca się na stacyi zdziwiła się bardzo otworzeniem zwykle zamkniętej komunikacyi pomiędzy połud.­‑Wschodnią a połud.­‑Zachodnią stacyą oraz przesuwaniem wagonów, na których stały olbrzymie działa lub wypełnionych żołnierzami. Były to armaty sprowadzone z Woolwich i Chatham dla osłonięcia Kingston. Żartowano sobie wołając: „zjedzą was“ a w odpowiedzi otrzymywano „my jesteśmy pogromicielami dzikich zwierząt!“ Wkrótce potem nadszedł oddział policyi i opróżnił peron z publiczności. Brat mój wyszedł zatem znów na ulicę.