Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kręcając się, aby uniknąć drugiego wystrzału, odebrał czwarty w samą twarz. Kaptur wydął się, błysnął, i rozerwany na tysiące kawałków czerwonego mięsa i metalu, wyleciał w powietrze.
— Trafiony! zawołałem; w głosie moim brzmiał przestrach zmieszany z radością. Słychać było podobne okrzyki z ust ludzi znajdujących się w wodzie obok mnie. Z radości miałem ochotę wyskoczyć.
Bezgłowy kolos zachwiał się, jak pijany olbrzym; ale nie upadł. Cudem jakimś odzyskał równowagę i, nie zważając już na stawiane kroki, z kamerą wyrzucającą „Gorący promień“ trzymaną w górę, zataczał się szybko w stronę Shepperton. Żywa inteligencya, t. j. Marsyjczyk, znajdujący się w kapturze, roztrzelony był teraz na wszystkie strony świata a pozostała machina była już tylko dowcipnem, śmierć niosącem dziełem tejże inteligencyi. Szło ono prosto przed siebie niczem nie kierowane, uderzyło o wieżę kościoła, zgniotło ją, zatoczyło się w bok i padło do rzeki, gdzie zupełnie znikło mi z oczu.
Gwałtowna eksplozya wstrząsnęła powietrzem; słup wody, pary, błota i kawałków metalu wyleciał wysoko w górę. Gdy kamera z „Gorącym promieniem“ dotknęła wody, ta natychmiast zamieniła się w parę i w jednej chwili ogromny bałwan, niby bło-