Strona:PL Herbert George Wells - Podróż w czasie.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Następnie jeden z nich zbliżył się do mnie z uśmiechem, przyniósł girlandę pięknych kwiatów, zupełnie dla mnie nowych, i włożył ją na moją szyję. Pomysł ten znalazł u wszystkich uznanie; wszyscy rozbiegli się po kwiaty i wśród ciągłego śmiechu zaczęli mnie obsypywać niemi, aż wreszcie byłem już zupełnie zasypany. Ponieważ nigdy nie widzieliście podobnych kwiatów, trudno wam wyobrazić sobie, jakie misterne i cudne kształty wytworzyła kultura w ciągu lat niezliczonych.
Któryś z małych ludzi podał myśl poprowadzenia mnie na widowisko w poblizkim budynku. Poszliśmy tam, mijając sfinksa z białego marmuru, sfinksa, który przez cały ten czas wpatrywał się we mnie z charakterystycznym uśmiechem, jakby szydził z mojego podziwu. Stanęliśmy przed wielkim szarym budynkiem z ciosanego kamienia. Gdy wchodziłem tam razem z nimi, ogarnęła mnie niepowstrzymana wesołość, na myśl z jaką to ufnością wytworzyłem był sobie z góry wyobrażenie o głęboko poważnej i rozumnej potomności!
Budynek miał olbrzymie wejście i kolosalne rozmiary. — Oczywiście, głównie zajmował mnie rojący się tłum ludu małego i duże portale rozwarte przede mną, ciemne i tajemnicze. Ogólne wrażenia, odebrane od świata, jaki widziałem nad ich głowami, dały mi skłębioną masę wspanianiałych krzewów i kwiatów, w rodzaju ogrodu,