Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zimny pot oblał Krzysię i siadła na łóżku. Mocne światło księżyca wpadało do izby, która w tych białych blaskach wydawała się jakoś dziwnie i straszno.
— Co to jest? — myślała Krzysia — oto tam Basia śpi, widzę ją, bo miesiąc jej w twarz świeci, a ani wiem, kiedy przyszła, kiedy się rozebrała i położyła. Nie spałam przecież ani chwili, ale widać, że moja biedna głowa już na nic…
Tak rozmyślając, położyła się znowu, lecz wnet żal i zgryzota zasiadły także na krawędzi jej łóżka, zupełnie jakby jakieś dwie boginki, które wedle woli zanurzały się w blasku księżycowym lub też wypływały z tej srebrnej kąpieli napowrót.
— Nie będę dziś wcale spała! — rzekła sobie Krzysia.
I poczęła rozmyślać o Ketlingu, a przytem cierpieć coraz bardziej.
Nagle, wśród ciszy nocnej, ozwał się żałośny głos Basi:
— Krzysiu!
— Nie śpisz?
— Bo mi się przyśniło, że jakowyś Turczyn pana Michała strzałą przeszył. Jezu Chryste! sen mara! Ale aż mnie febra trzęsie! Zmówmy litanię, by Bóg nieszczęście odwrócił!
Krzysi przeleciała przez głowę błyskawicą myśl: „Bogdaj go kto ustrzelił!“ Ale natychmiast przeraziła się własną złością, więc też choć trzeba się jej było zdobyć na nadludzką siłę, aby w tej właśnie chwili modlić się o szczęśliwy powrót Wołodyjowskiego, jednak odrzekła:
— Dobrze, Basiu!
Zaczem podniosły się obie z łóżek i klęknąwszy nagiemi kolankami na zalanej księżycowem światłem podłodze, poczęły odmawiać litanię. Głosy ich odpowiadały sobie wzajemnie, to podnosząc się, to zniżając; rzekłbyś: izba zmieniła się w celę klasztorną, w której dwie białe mniszeczki odprawiają nocne modlitwy.






ROZDZIAŁ  XV.


Nazajutrz dzień była już Krzysia spokojniejsza, albowiem wśród poplątanych ścieżek i manowców wybrała sobie drogę ciężką niezmiernie, ale nie błędną. Wstępując na nią, wiedziała przynajmniej dokąd dojdzie. Przedewszystkiem jednak postanowiła widzieć się z Ketlingiem i rozmówić się z nim po raz ostatni, aby go od wszelkiej przygody zasłonić. Przyszło jej to niełatwo, bo Ketling nie pokazał się przez kilka następnych dni i na noc nie wracał.