Przejdź do zawartości

Strona:PL Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

praktyków, znających ordzińskie sposoby, brak, i przeto tak żałuję Wołodyjowskiego.
Na to Zagłoba odjął od skroni pięści, któremi sobie głowę ściskał i zakrzyknął:
— Ależ on Kamedułą nie zostanie, choćbym miał na Montem regium zajazd uczynić i siłą go odjąć! Dla Boga! jutro zaraz do niego się udam, przecie może mojej perswazyi posłucha, a nie, to do księdza prymasa pójdę, do generała Kamedułów! Choćbym też do Rzymu miał jechać, pojadę. Nie chcę ja chwale Bożej ujmować, ale co z niego za Kameduła, kiedy jemu i włosy na brodzie nie rosną. Tyle, co u mnie na pięści! Jak mi Bóg miły! On i mszy nie potrafi nigdy zaśpiewać, a jeśli i zaśpiewa, to szczury z klasztoru pouciekają, bo będą myślały, że koczur miauczy, wesele odprawując. Waszmościowie wybaczcie, że mówię, co mi żal na język przyniesie! Gdybym miał syna, tobym go tak nie miłował, jako tego chłopa miłowałem. Bóg z nim! Bóg z nim! Żeby choć Bernardynem został, ale Kamedułą! Nie może z tego nic być, jako żyw tu siedzę! Jutro zaraz do księdza prymasa zastukam, aby mi dał listy do przeora.
— Ślubów przecie nie mógł jeszcze wykonać — wtrącił pan marszałek, — ale go waszmość nie naglij, żeby się właśnie nie zaciął, a i z tem się trzeba rachować, czy się wola Boska w jego intencyi nie objawiła?
— Wola Boska? Wola Boska nie przychodzi nagle, jako i stare przysłowie mówi, że co nagle, to po dyable. Miałaby być wola Boska, tobym zdawna inklinacyę w nim dostrzegł, a on był nie ksiądz, jeno dragon. Gdyby pełnym rozumem władnąc, takowe postanowienie w spokoju i z rozmysłem uczynił, nicbym nie mówił; ale wola Boska nie uderza na człowieka w desperacyi, jako właśnie raróg na cyrankę. Nie będę go naglił. Nim pójdę, dobrze pierwej sobie ułożę, co mu mam powiedzieć, aby się odrazu nie zlisił; ale w Bogu nadzieja! Konfidował zawsze żołnierzysko więcej memu dowcipowi, niż swemu; tuszę, że i teraz tak będzie, chyba, że się całkiem odmienił.






ROZDZIAŁ  V.


Nazajutrz, zaopatrzywszy się w listy księdza prymasa i ułożywszy cały plan z Hasslingiem, zadzwonił pan Zagłoba do furty klasztornej na Mons regius. Serce biło mu mocno na myśl, jak go przyjmie pan Wołodyjowski, i sam też, choć sobie ułożył z góry, co mu powie, poznał, że dużo będzie zależało od przyjęcia, jakiego dozna. Tak myśląc, pociągnął za dzwonek drugi raz, a gdy klucz