wioskę przypomni. Dziś jeszcze, gdy gdzieś pod gorącem niebem Teksasu ozwą się organy w kościele, a ludzie zaśpiewają: „Święty Boże“, oczy im zachodzą łzami, a owe myśli chłopskie przełamią, jakoby mewy, ocean — i wracają do Polski pod strzechy ojczyste.
Ale przyszłe, drugie, trzecie, czwarte pokolenia? Ale zrodzone z Niemek, Irlandek i Amerykanek dzieci? Prędzej czy później zapomną, zmienią wszystko aż do nazwisk, które, dla angielskich zębów do zgryzienia za trudne, przeszkadzają w bussinessie.
W jakim przeciągu czasu to się stanie, dziś trudno oznaczyć — jednakże to los nieunikniony, choć smutny, że, jak dawniej wedle królewskiej przepowiedni Rzeczpospolita, tak dziś rozproszone po całym świecie jej dzieci idą in direptionem gentium.
zeszyty lipcowy i sierpniowy.