Przejdź do zawartości

Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Pisma zapomniane i niewydane.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  132  —

— Okropność! Syn naturalny... to musi być strasznie ciekawe! Ale co to jest syn naturalny?
— Naturalny to jest... to jest... widzisz... No!... tego tak dokładnie znów nie wiem, ale się zaraz domyśliłam, że jeśli może być naturalny, to może być i sztuczny.
— A co to sztuczny?
Brwi Maryni podniosły się w górę. Nietylko jej twarz, ale i cała postać zdradzała głęboki wysiłek umysłowy.
— Sztuczny, to jest, widzisz... to jest...
— Nie wiesz, a mówiłaś, że wszystkiego się domyślasz?
— Poczekaj. Otóż się domyślam. Naturalny jest to niezawodnie taki, co się urodzi po ślubie, a sztuczny — to taki, co przedtem.
— Może być! może być! Ale w takim razie, my obie, naprzykład, mogłybyśmy mieć tylko synów sztucznych.
— Chyba.
— Ot, to byłby dopiero wypadek!
Jednakże tego rodzaju wypadek wydał się widocznie Irce czemś bardzo wesołem, albowiem parsknęła nagle śmiechem, poczem spytała z rozjaśnionemi oczyma:
— Powiedz, chciałabyś mieć sztucznego syna?
Lecz Marynia podniosła do góry swe śliczne oczy, koloru błękitnego barwinku i, jak przystało na poważną osobę, która nie wypowiada żadnych życzeń bez dojrzałego namysłu, odrzekła: