Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 —

aż do oczów. Siwe kosmyki włosów wydobywały się tu i owdzie przez przezroczystą ozdobę czepca, czyniąc bladą twarz staruszki podobną do gwiazdy okolonej promieniami, jak to widzimy czasem na obrazku.
Na donośny, nawołujący głos starej, zbiegły się dzieci ze wszystkich stron, a ona, pomrukując coś do siebie — wiodła ich dalej.
Tu i owdzie z biegnącej za nią gromadki dały się słyszeć radosne uwagi:
— Chodźcie, będzie coś nowego!
— Gee, będzie nowy fun!
— Może ona jest ze show!
— Gdzie tam ze show, — przecie po polsku mówi.
— A czy to polscy nie mają show?
Stara na te uwagi uśmiechnęła się jeno wesoło, pokazując dwa wielkie zęby, ostatnie pamiątki po trzydziestu dwóch — niegdyś — istnych perełkach.
Dociągnęła w przestronniejsze miejsce, gdzie stało kilka drzew; popatrzyła przyjaźnie na ciągniące za nią dzieci i wyrzekła w zadowoleniu:
Jesteście wszyscy — to i dobrze. Niech nam się teraz zdaje, żeśmy weszli do wspaniałego ogrodu, że kamienie po których stąpamy — to trawa zielona. Chodźcie, usiądziemy tam pod tą lipą i, popatrzmy dokoła na te wdzięczne niby kwiate-