na chwilę nie oderwałyśmy od siebie mściwych oczu.
Matka niechybnie baczne na nas miała oko, — a niechcąc dozwolić rozpanoszyć się zemście w młodem mem serduszku, dla zmiejszenia winy Hanki, jęła raz jeszcze tłómaczyć na inny sposób i mianowicie dowodziła, że perła napewno zginęła w piasku. — Argument ten, przypadł mi wreszcie do przekonania, choć silnie wierzyłam, że Hanka perłę zabrała, ale sprzykrzyły mi się dnie samotności, więc udając wiarę w słowa Matki — łagodziłam w sobie srogość uczucia, czego wynikiem gotowam była przypuścić Hankę do współzabawy...
Ale jak się pogodzić?...
Matka wprawdzie (odgadując każdą naszą myśl) powiedziała raz: — bawcie się! — ale to do pojednania nas nie wystarczyło. Odniosło jednak ten skutek, że już na drugi dzień, schowawszy języczek za zęby, posunęłam się z moim skarbem w stronę Hanki o cały łokieć. A ta, nie wyjęła wprawdzie paluszka z buzi, gdyż ten prawie zawsze miał tam miejsce, ale posunęła się też ku memu królestwu, co najmniej o dwa łokcie, tak, że już trzeciego dnia znalazłyśmy się obok siebie.
Bawiłyśmy się... Ale ufność przepadła bezpowrotnie.
Ani na chwilę nie powierzyłam Hance mego skarbu. Wyjmowałam tylko po kilka koralików,
Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —