Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

Jakże naiwną byłam! Sięgać w Chicago po posady mogą tylko ci — którzy mają protekcję; — a moją całą protekcją była silna wola i zaufanie z jakiem się wszędzie zbliżałam.
Młodziutką przybyłam do Ameryki, to trochę co nauczyłam się w kraju, poszło w zapomnienie w walce o byt dla rodziny. Więc nie dość było posiadać talent i silną wolę, potrzeba było niektórych wskazówek, wzorów, źródeł, a tymczasem wszędzie gdy się zbliżyłam — odpychano mnie, dając na pociechę: „Taka kobieta jak pani da sobie radę.”
No i taka kobieta z chęcią pracy, odrobiną talentu i ukochaniem społeczeństwa, marniała, karlała wśród niego, głodując nieraz po kilka dni.
Tu w Chicago wśród tego mrowiska ludu, czułam się stokroć więcej osamotnioną, aniżeli na odludnych farmach.
Cicho... ciemno i nad wyraz smutno było wokół mnie... Jedyną pociechą, jedynem światłem, to drgające na dnie duszy nowe życie, które gwałtownie wydobywało się na świat. — Więc dlań rzuciłam się w tłum, w wir walki, łamiąc najsilniejsze zapory i przebojem pcham się naprzód...
A trudne to „naprzód”, bo sam pan widzisz, jak walą się na mnie pociski.