Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

dokąd jadę. Tu w każdym razie spodziewałam się łatwiej znaleźć pole pracy. Ogołoconą byłam! Całem bogactwem i zasobem moim była silna wola i żarzące się jeszcze uczucie miłości bliźniego, któremi to siły chciałam przytulić się do naszego społeczeństwa.
Niestety! nie wiedziałem wówczas, że społeczeństwo nasze w Ameryce przechodzi dopiero okres niemowlęctwa, że zmysły jego jeszcze nie rozwinięte na pojęcie prawdy. Że prędzej pociągnie go krzykliwe puste słowo pyszałków — podobne do dziecinnej grzechotki, aniżeli z serca płynące słowa prawdziwych pracowników ludu. Na rdzenną prawdę nie otwarte jeszcze zmysły polskiego społeczeństwa w Ameryce.
W takich więc warunkach, na łonie naszego społeczeństwa doznawałam obelg, szturchańców i razów. — Ci sami, którzy nawołują tłum do dźwigania się ku wyżynom, spychali mnie niemiłosiernie na dół. Skoro tylko zrobiłam krok w którąkolwiek stronę, rzucano mi ciężkie kamienie pod nogi, które i raniły boleśnie i tamowały przejście.
Nikt nie zbliżył się z życzliwą dłonią lub poczciwą radą, nikt nie starał się wejrzeć w pobudki, skłaniające mnie do stawiania trudnych kroków ku górze, orzekli tylko,