Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

Księżyc tymczasem zwalczył zakrywające go chmury i wyłonił się cały w blasku zwycięstwa.
Z krzewów sunął w bok zając, a spłoszone szelestem z nocnych leż ptaki, uniosły się w górę; — na to poruszenie, powstał też i Romiński, rzucił okiem na rozdroże i puścił się naprzód.
— Pójdę przedsie dalej — myślał — tą samą drogą, którą przyszedłem; — miałżebym obawiać się leśnych krzewów?...
Przekroczył rozdroże i śmiało wszedł w gęstwinę, a nie szedł sam... towarzyszyła mu zimna rozwaga i ta odtąd miała mu być nieodstępną towarzyszką. Ta też to — ukazywała mu już nie ciszę i spokój — ale walkę. — Nie wiedział, gdzie i jak, ale przeczuwał że przeznaczenie — nie! Nie chciał tego określenia! przeczuwał zatem, że „duch czasu“ pcha go w sam środek ludzkiego targowiska, gdzie ubóstwem, krzywdą, pohańbieniem, licytować będzie człowiecze prawo! A licytować będzie tak głośno, aż zmilkną niecni handlarze ludzkiego targu! Na krzyżu cierpienia, którym przez dwie doby ohydnie handlowano, zatknie sztandar zmartwychwstałej miłości. Rzuci się w wir handlu ludzkiego, jak rzucił się w krzewy nieznanej drogi.