Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   117   —

zewsząd... Poddawał się jej, — obojętniał na wszystko... Jedno tylko targało, jakby budząc konającą duszę, a tym był pogrzebowy marsz Chopina. Ten w chwili konania ostatniej nadziei — zjawił się i, nie odstąpił go nawet wówczas, gdy wtrącony do więzienia — cierpiał piekła katusze. Odtąd nachodził go czasem, dotykał zbolałych strun, i w niewysłowionym smutku ukazywał jakieś światła — jakieś światy, których mimo wysiłków zrozumieć nie mógł...
Przeszły już wszystkie powozy, zniknął orszak żałoby, dźwięki muzyki dochodziły już tylko słabo, a on stał jeszcze ciągle w miejscu, chwytał ostatnie smutku tony, zlewał je w jeden akord zbolałej duszy i nieznanem mu dotąd brzmieniem odkrywał krainę widzianą tylko czasami w błyskawicznym locie myśli na grobowem tle śmierci.
Zapatrzony w nowe objawy, zasłuchany w nowych światów pieśń, bezwiednie, jakby tulić się chciał do starej matki łona — wstąpił na stopnie kościoła, oparł się o filar i ukryty za nim, puścił wodze nieuchwytnej myśli. Ale jasność dnia, gwar ulicy, nie licowały z ponurem wnętrzem duszy, więc mimowoli otworzył drzwi świątyni, by w ciszy jej i mroku wobec ukrzyżowanego Chrystusa — dać ujście boleści...