Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   108   —

— Dobrodziej nie rozumiesz! — krzyknął broniący swej idei Sokrates. Nie takim piorunem nam być, który wydobywa zarodki, ale tym, który zarodki wnosi w społeczeństwo.
— Tere-fere-kuku! — ozwało się z rogu pokoju.
— Sokrates się zbajał! — żachnął się Dobrodziej. Jeżeli zarodki w łono społeczeństwa wnosić będziesz przemocą, toś niczem więcej jeno prostym zbrodniarzem — gwałcicielem... Chcesz odrodzenia ludzkości, to musisz zapładniać je miłością, a nie gwałtem.
— Brawo! brawo!
— Może Kotwica nam co doradzi, zaproponował zdetonowany Sokrates.
— Panowie, — zaczął wezwany, — pomiędzy wami zachodzi kwestja przekonań, stąd i nazwę pismu trudno od razu nadać, pozostawmy to jeszcze jako kwestję.
Modlich z Sokratesem spojrzeli na siebie, jakby uderzeni jedną myślą i równocześnie powstali dla zabrania głosu.
— Niech Modlich mówi — zadecydował Zdzich, Sokrates dosyć nam prawił. — Modlich przeto zaczął:
— Ponieważ tak pomiędzy nami, jak i w całem społeczeństwie zachodzi kwestja przekonań, a pismo nasze bezwątpienia