Strona:PL Helena Staś – Na ludzkim targu.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   101   —

cy dla ogółu, a kto wie, z czasem... może na niej i na wierzch wypłynąć...
Nieznane dotąd Romińskiemu uczucie ambicji, pojawiło się nagle w pustych skrytkach mózgu. Czemu się dziwić nie można, — dowiedzioną bowiem jest zaraźliwość ambicyjnego patrjotyzmu w Chicago.
Wchłaniał więc w siebie po trosze ambicyjny zaduch, brud, błoto jakie upiększają ulice miasta i dusze jego mieszkańców.
Spostrzegamy go właśnie wymijającego zdechłego konia, którego łeb leżący na chodniku utrudniał przejście przechodniom, jako też i sporą gromadę ludzi gapiących się na nieżywe zwierzę. Ale gdy usłyszał płaczliwy głos starego żyda i spostrzegł szczególną jego gestykulację, zatrzymał się także. Wieczór już był, to też scena ta przy słabem oświetleniu — bo w bocznej ulicy to było — robiła smutne wrażenie.
Wyprzedzimy zatem Romińskiego i zajrzymy do znanej cukierni, dokąd właśnie zmierzał.
Pięciu wspólników przyszłego pisma siedzi przy bocznym stoliku oczekując z niecierpliwością Romińskiego.
— Ty Zdzichu masz najpoważniejszą minę — ty zabierz dziś główny głos — mówił nerwowo młodzieniec o mongolskich oczach, zwany