Strona:PL H Mann Diana.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I oto siedzą — widzi pani, księżno, jak boleśnie słowa pani dotknęły moje serce, że ważę się pani, księżno, przerwać, — i oto siedzą w tych pięknych miastach jak pająki i wypijają biedną krew ludu słowiańskiego. W miastach nad morzeni po włosku się krzyczy, używa i gra komedję. Ciekawym przejezdnym pokazuje się komedję dobrobytu, oświaty i zadowolenia, których ten kraj nic zna. Ale poza tem, na rozległych, posępnych płaszczyznach, dzieją się rzeczy poważne i ciche. Tam się po słowiańsku milczy, głoduje i cierpi. Kraj, księżno, nie jest tych, co używają, kraj jest tych, co cierpią.
Zadała sobie pytanie: „Czy on uważa cierpienie za zasługę?“
Trybun ciągnął:
— Nieść barbarzyństwo do kraju, gdzie były tylko umiarkowanie i niewinność; w ciałach biednych szukać złota i za złoto sprzedawać ich nieśmiertelne dusze, — to nazywali nasi byli panowie, Wenecjanie: kolonizowaniem. Wzamian za wszystko, co nam zabierali, przysyłali nam swoich artystów, którzy wznieśli nam kilka niepotrzebnych monumentów; głodującym wolno było patrzeć na nie dosyta.
Zerwał się. Wyciągnąwszy rozpostartą prawicę ku białemu miastu, które wznosiło się przed nimi z wody, zawołał w wiatr:
— Jak ja nią gardzę, tą niegodziwą pięknością!
Księżna z lekką niechęcią odwróciła głowę. Pavic nie mógł się w chwiejnej łodzi długo utrzymać na nogach; zachwiał się i usiadł twardo. Potem przybili do brzegu. Pavic westchnął głęboko:
— Król Mikołaj nie wie o tem wszystkiem nic. Poważam go, jest pobożny, a i ja jako proste serce słowiańskie byłem zawsze wierzącym synem kościoła. Ale tkwi on