Strona:PL H Mann Diana.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zupełnie mnie to trudu nie kosztowało, — dodał figlarnie. — Ale to zupełnie. Widzi pani, już pani jest weselsza.
— Wasza królewska wysokości, trudno się jest panu oprzeć.
— Żałoba to rzecz zupełnie słuszna, ale nie tak surowa żałoba. Ja przecież także obchodzę żałobę. Niech pani spojrzy.
Dotknął rękawa, otoczonego krepą.
— Książę był przecież moim przyjacielem od dziecka. Ostatnim razem, kiedy go widziałem, wie pani, w Paryżu, nawoływał mnie tak wzruszająco do rozsądku, ale powiadam pani, tak wzruszająco. „Fili“, mówił, „umiarkowanie w używaniu wina i kobiet“. Aż nazbyt miał rację, ale czyż mogę go słuchać?
— Wasza królewska wysokość mógłby z pewnością, gdyby chciał.
— To należy do pani przesądów. Kiedy miałem osiemnaście lat, dostałem od jednego z guwernerów portwejnu; własnoręcznie skradł go dla mnie ze stołu dworskiego. Dzisiaj mam dwadzieścia dwa i pijam już tylko konjak. Niech się pani nic przeraża, proszę, księżno, rozcieńczam go szampanem. Pełna szklanka, pół konjaku, pół szampana. Czy pani uważa, że to szkodzi?
— Nie wiem naprawdę.
— Mój lekarz powiada, że mi to wcale nie szkodzi.
— Więc może pan pić.
— Jest pani rzeczywiście tego zdania?
— Ale dlaczego pan pije? Następca tronu ma przecież tyle innych zajęć.
— To należy do pani przesądów. Jestem niezadowolony, jak wszyscy następcy tronu. Niech sobie pani przypomni don Karlosa. Chciałbym być użyteczny, a skazuje się