Strona:PL H Mann Diana.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Księżno, nie dopuszczano mię ostatniemi czasy do pani. Jest rzeczą zrozumiałą, że po wszystkiem, co panią tutaj za wolą Bożą dotknęło, chciałaby pani opuścić Rzym. Ale z pewnością zechce pani pierw wydać konieczne za-rządzenia.
— Jakie zarządzenia?
— Porażka nasza dotkliwie osłabiła partję Assy.
— Niema już partji Assy.
— Jakto?
W zmieszaniu swem zapytał bez ogródki:
— Wasza wysokość nie chce już dawać pieniędzy?
Odpowiedziała jeszcze krócej:
— Nie.
Weszła do salonu. Tamburini poszedł za nią.
— Nie zastanowiła się pani nad tem, księżno. Jeśli rezygnuje pani ze swojej sprawy — szkoda, ale mnie to nie obchodzi... Ale zobowiązania pani muszą być dotrzymane. Czy też chce pani zaprzeczyć, że jest pani zobowiązana wobec tych biednych ludzi, którzy odważyli się na powstanie?
— Nie poczuwam się do żadnych zobowiązań, zresztą nie mam nic do darowania.
— Teraz, gdy majątek został pani zwrócony?
— Powiem panu coś: dostał pan dosyć. Potrzeba mi teraz miljonów, aby zbudować pałac, kupować posągi i kazać namalować wiele, wiele obrazów^.
Tamburini grzmiał i jęczał naprzemiany.
— Niewątpliwie, pani się nad tem nie zastanowiła. Klasztory dalmackie dla pani podburzały przeciwko rządowi, teraz grozi im rozwiązanie. Tysiące wieśniaków zubożało lub zginęło — dla pani, księżno!
— Nie dla mnie. Każdy chciał się stać szczęśliwszy — a jeśli za ten zrozumiały popęd dostawali ode mnie po-