Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nany, że nie powrócimy wogóle do miasta, lecz natychmiast pobiegniemy prosto przez las na stację.
Zamilkł. Lohmann musiał go zachęcić do mówienia.
— Nie kocha cię — dostatecznie?
— Powiedziała, że nie zna mnie dosyć. Czy uważasz to za fałszywy pretekst?... Uważała też, że nas przecież złapią; a wówczas dostałaby się za uwiedzenie — nieletniego do — ciupy.
Lohmann walczył z chętką śmiechu.
— Tyle zimnego zastanowienia, — rzekł z wysiłkiem, — to nie jest prawda. A przynajmniej miłość jej nie stoi na wysokości twojego uczucia. Powinieneś się ze swej strony zastanowić, czy nie lepiej by było, abyś raczej cofnął nieco przywiązywanych do niej uczuć... Czy nie masz wrażenia, że po waszej rozmowie przy Grobowcu Olbrzymów nie jest ona już warta całej twojej przyszłości?
— Nie, tego wrażenia nie mam, — rzekł von Erztum poważnie.
— W takim razie nic się nie da zrobić, — zadecydował Lohmann.
Znajdowali się przed domem pastora Thelandera. Erztum wdrapał się po filarze na balkon. Unrat stał między Kieselackiem i Lohmannem i przypatrywał mu się. Gdy Erztum znikł w swojem oknie, Unrat w zadumie skierował się do odejścia. Powiedział sobie, że von Erztum, gdyby mu to tylko przyszło na myśl, mógłby zejść znowu... Ale von Erztuma mało się obawiał; gardził jego prostactwem.
Poprowadził dwu pozostałych uczniów zpowrotem do miasta i zawiódł Kieselacka aż do obrębu władzy jego babki.