Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ściołowi. Ach, jakże ci w tém pięknie! zawołam naszéj panny, niech ci się przypatrzy.
— »No Barbaro, kiedy się nazywasz Barbarą, bądźże cicho. Pójdę spać; jutro ułożę moje rzeczy, a jeżeli ten szlafrok tak ci się podoba, daruję ci go przy odjezdném.
Barbara stanęła jak drąg, patrząc na Karola i nie mogąc zawierzyć jego słowom.
— »Da mi to piękne ubranie, rzekła nareście odchodząc. Ten pan już gada przez sen. Dobra noc.
— »Dobranoc Barbaro.
»Pocożem tu przyjechał? mówił do siebie Karol, zasypiając. Mój ojciec ma rozum więc podróż ta nie jest bez celu... odłóżmy interessa do jutra.
— »Jakże jest ładny mój kuzynek, mówiła do siebie Eugenia. Pani Grandet o niczém nie myślała, idąc na spoczynek; słyszała przeze drzwi iż stary wzdłuż i wszerz przechadzał się po pokoju. Jak wszystkie boja-