Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spojrzał na Barbarę i rzekł:
— »Powńedz mi moje dziecię, czy jestem w rzeczy saméj u pana Grandet, dawnego mera w Saumur, brata pana Grandet z Paryża?
— »Tak jest panie, u bardzo dobrego, bardzo doskonałego pana. Czy mam dopomódz do rozpakowania rzeczy?
— »Dobrze mój stary wojaku! Zapewne służyłeś w gwardyi marynarki?
— »Ho! ho! ho! rzekła Barbara, coż to ma znaczyć marynarka gwardyi? To coś słonego! oh! oh! oh!
— »Weź, poszukaj mego szlafroka; jest w tej walizie, masz klucz od niéj.
Barbara zdziwiła się, widząc szlafrok zielony jedwabny, wyszywany w kwiaty złote.
— »J pan bierzesz to na noc?
— »Tak jest.
— »Matko Boska! jakżeby się to przydało na ubranie ołtarza! Ależ mój kochany paniczu, daruj że to ko-