Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nania, i silna budowa bednarza zaczęła walczyć ze zniszczeniem. Chciał ciągle siedziéć przed kominkiem, na przeciw drzwi od swojéj kryjówki. Przygarniał do siebie i skręcał wszystkie kołdry któremi go okrywano, mówiąc do Barbary: — »Schowaj, schowaj i to, żeby mnie nie okradli. Gdy zdołał otworzyć oczy, w których jedynie zachował się ostatek życia, zwracał je natychmiast ku drzwiom gabinetu krojącym jego skarby i pytał córki: — Są-li tam jeszcze! są-li tam jeszcze? głosem zdradzającym paniczną jego obawę.
— »Są, mój ojcze.
— »Pilnuj złota! połóż złoto przedemną!
Wówczas Eugenia rozkładała przed nim luidory na małym stoliczku i całe godziny wpatrywał się w ulubione dukaty, jak dziecię które zaczynając patrzéć, głupowaty wzrok w jeden wlepia przedmjot; i jak dziecię uśmiechał się do złota.