Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ła jéj dusza, im bardziej zbliżała się do grobu, gasła co dzień. Częstokroć Eugenia wyrzucała sobie, że była niewinną przyczyną jéj okrutnéj i powolnéj choroby, a te zgryzoty, chociaż je uspokajała matka, jeszcze ściśléj łączyły ją z jéj miłością. Co rano, skoro tylko wyszedł jéj ojciec, przychodziła do łóżka matki, a tam Barbara przynosiła śniadanie. Ale biedna Eugenia smutna i cierpiąca cierpieniem matki, płakała i nie śmiała mówić o swoim kuzynie.
Pani Grandet musiała sama zaczynać. »Gdzież jest, dla czego do nas nie pisze?
Matka i córka nie wiedziały wcale jaka je przestrzeń rozdziela.
— »Myślmy o nim, moja matko! odpowiadała Eugenia, a nie mówmy. Cierpisz! Ty przede-wszystkiém.
Wszystkiem był to Karol.
— »Moje dziecię, odpowiadała pani Grandet, nie żałuję życia. Bóg zlito-