Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

la, wyjeżdżam do Paryża; jeźli masz jakie polecenia...
— »Żadnego, panie. Bardzo dziękuję, odpowiedział Karol.
— »Podziękuj lepiéj, mój synowcze. Pan wyjeżdża dla ułożenia interessów domu Wilhelma Grandet.
— »Czyliż byłaby jaka nadzieja? zapylał się Karol.
— »Ale! zawołał bednarz z udaną dumą, nie jestżeś moim synowcem? Twój honor jest naszym. Czyliż się nie nazywasz Grandet?
Karol wstał, uściskał starego Grandet, zbladł i wyszedł.
Eugenia z uwielbieniem spoglądała na ojca.
— »No! żegnam cię mój dobry przyjacielu; skrępuj mi dobrze tych ludzi.
Dwaj dyplomaci ścisnęli się za ręce; bednarz odprowadził bankiera aż do bramy; zamknąwszy ją, powrócił i rzekł do Barbary: »Daj mi kieliszek wódeczki.