Przejdź do zawartości

Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— »Pani, rzekła Barbara, potrzeba mi tylko trzech franków, schowaj resztę.
— »Zrob dobrv obiad Barbaro, moj kuzyn znijdzie na dół.
Oczywiście dzieje się tu coś nadzwyczajnego, rzekła pani Grandet. Dziś po raz trzeci od czasu jak poszłam za mąż, twój ojciec daje obiad.
Około czwartéj, w chwili, gdy Eugenia i jego matka nakryły stół na sześć osób, a stary Grandet przyniósł z piwnicy kilka butelek tego wybornego wina, które z takiém zamiłowaniem chowają mieszkańcy miast prowincyonalnych, Karol wszedł do sali. Był blady, jego gęsta, postawa, spojrzenia i dźwięk głosu, miały smutek pełen przyjemności. Nie udawał boleści, cierpiał w rzeczy samej, a posępność rozlana po jego twarzy, nadawała mu te postawę zajmującą, która tak się podoba kobietom. Eugenia pokochała go jeszcze