Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i ludzi na ostrów przeprawiał. Sam i zawsze sam. Pono i w niedzielę świętą z kryjówki na świat nie wyglądał i Boga nie chwalił. Bezbożnik też to być musiał bez pochyby! Bo i pewno. Skądby takiej mocy wziął, jeśli nie od biesa? Kochał go zły — to i mocą piekielną darzył.
Tak sobie na ucho gadali wsiowi. — Magda słuchała chciwie i pamiętała wszystko. Nie bardzo tam i wierzyła w czarty, dyabły i inne paskudne ludzkie wymysły: kto wie, może tam co odmiennego w osierdzu, kto ta wie? Może tam inna włada przewodzi, w żelaznych cęgach duszycę gnie, a serce w stal zakuwa? Kto ta przejrzy — odgadnie mroki te?... Może go duszna wiara krzepi niepochytliwa jak skała, rozrosła jak dąb, straszna mocą jak czar — wiara w coś, czego nie zna lecz co było i w niej i w innych, co tylko w zjawach sennych majaczy, w niedośnionych snach mrzeje marą bladą, mdlejącą — a na jawie rozpływa się, rozpryskuje, szczeza...
Aleć nie był to niebieski zachwyt mieciony pod stopy słodkiego Zbawcy naszego, przepokorny, pokłon przed obliczem Boga — nie!...
Wiedźma bystre oko miała i za czujne ucho by tu powinąć nogę...
A gdyby tak to wierzenie mocne rozchybotać zakołysać jak dębem — rosochem?... I dęby wichrom powolne podają wiśny grzbiet... choć czasem i kret poderwie korzenie... Lepsza krecia robota, bo bezpieczniejsza — wczas uskoczyć można: dąb padając przygnieść może i robaka, gdy mu się gdzie nawinie...
I czart w niej zachichotał cichutko, obleśnie...
Pojrzała na córkę. — Cudna dziewka była i dorodna jak we wsi żadna. Toż i parobcy tracili