Strona:PL Grabiński Stefan - W pomrokach wiary.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

12

obsuwały się z szelestem na obie strony, wirował perz unosząc się ze zgliszczy. Dziwaczne cienie majaczyły po dylach, rozsiadały się po cegłach; długie, kosmate łapy sięgały drapieżnie po coś, wyciągały chwytne kłykcie, coraz chudsze, nerwowe — dalej... wyżej.... cofnęły się. Jakiś stwór poruszał sennie potwornych rozmiarów łbem tam i napowrót, nudnie, jednostajnie.... przeszedł w rodzaj koła rozpędowego: szalony obieg raz! drugi!... pękły dzwona.... Wiotkie, wrażliwe macki rozstawiły zdradliwą siatkę cieniów: czyhają... jest! Zamroczyło coś, zamrzyło, znikło... ...Tam, tam nad wodą, nad zieloną... brr... co za cudna główka... rozplecionych włosów czar — sine, mokre oczy... uśmiech skrasił ust korale... dziecię u łona... Co?!... Boże mój!.. w topiel!... oboje!!...
Oprzytomniałem. — Tuż nademną pochylony mężczyzna wpatrywał się uporczywie w rysy mej twarzy; niespokojne oczy nieznajomego wrzynały się we mnie z niepojętą natarczywością.
— Przepraszam — szepnął uchylając nieco podróżnego kaszkietu, z którego ściekała woda na płaszcz gumowy — zdaje mi się, że przerwałem sen.
Narazie nie zdołałem skupić należycie myśli na odpowiedź.
— Widzi Pan — ciągnął niezrażony tem dalej — urządziłem się dyablo niepraktycznie. Zawezwany do komisyi sądowej jako rzeczoznawca wyjechałem razem z wszystkimi na miejsce zbrodni. Uważa Pan — pobito śmiertelnie chłopa zwyczajnie w karczmie przy niedzieli. Ot bydło! Czaszka przez pół na potylicy... kołem z płotu.
Otóż po załatwieniu tej arcymiłej czynności, zostało mi trochę czasu przed powrotem. Podobno