Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opowiadając mu o pani Multon, którą zdawał się bardzo interesować.
Nakoniec natrętni goście odjechali, a młoda nauczycielka udała się na spoczynek.
Przechodząc przez korytarz, usłyszała skrzypnięcie drzwi i zdziwiła się, ujrzawszy głowę pana Hicksa, który wyjrzał przez szparę.
— Czy to ty, Deboro?
— Nie, panie, to ja... Daisy. Czy mogę panu czem służyć?
— O! to ty, dziecię... Dobrze... Czybyś nie mogła dostać mi skąd szlafmycy?... Zapomniałem swojej i boję się przeziębić, kładąc się spać z gołą głową.
— Szlafmycy? — uśmiechnęła się Marjorie. — Pójdę zapytać miss Debby.
— Bardzo ci będę obowiązany, moja droga — odparł z widocznem zadowoleniem.
— Wielkie nieba! skądże ja mu wezmę szlafmycę? — zawołała ciotka zafrasowana, gdy Marjorie przedłożyła jej swoje żądanie. — Co tu robić. — Stary poczciwiec gotów się doprawdy przeziębić i rozchorować... Czego się śmiejesz, Daisy? Posłuchaj!... a żeby mu też dać czepek babci?
— Nie wiem, czy zechce go wziąć, ale mogę spróbować..
Ciotka pośpieszyła do pokoju pani Frost i wróciła po chwili, niosąc perkalowy, śnieżnej białości czepiec, wyrurkowany i sztywno wykrochmalony.
Marjorie wzięła go z jej rąk i poszła zastukać do drzwi przyjaciela.
— Czy znalazłaś? — niespokojnie zapytał gruby głos z zewnątrz.
— Nie było nic innego, prócz tego — z uszanowaniem odparła Marjorie, będąc w strachu, aby Dora nie ukazała się na korytarzu w tej krytycznej chwili. — Jest to czepek pani Frost; nie wiem tylko, czy się zda na co.
— Wyśmienity! — zawyrokował stary jegomość, pakując go przemocą na głowę i z upodobaniem zawiązując szarfy pod brodą. Trochę płytki wprawdzie, ale nasunę tę oto falbanę na czoło i będzie dobrze. — To mówiąc, pociągnął tak silnie tasiemkę, że cały czepek zbakierował się w okropny sposób, nadając niewypowiedzianie komiczny wyraz całej jego twarzy.
— Bardzo ci wdzięczny jestem. Dziękuję ci, dziecko, i dobranoc!