— Mogłabyś też pani być łaskawszą dla mnie — szepnął pocichu. — Wyjeżdżam wkrótce, a pani nie raczysz nawet obdarzyć mnie jednem życzliwem spojrzeniem.
— Przepraszam; nie słyszałam, co pan mówił? — rzekła Marjorie z taką prostotą, że Harry zmieszał się narazie.
— Mówiłem, że odjeżdżam...
— Nie spodziewasz się pan przecie, abym objawiła żal głęboki z tego powodu? Pan wie, że wszystkie moje sympatje są po przeciwnej stronie.
— Mieliśmy ostatniemi czasy potyczkę w Dolinie — opowiadał Cliff Peyton u drugiego końca stołu. — Stu ludzi było zabitych, a o wiele więcej rannych. Yankesi nie dotrzymali jednakże placu i szukali ratunku w ucieczce.
Zapewne przeciwna strona przewyższała ich liczbą — wtrąciła Marjorie.
— Prawdopodobnie — niedbale odparł Cliff, gładząc sobie wąsy i myśląc w duchu, że gdyby ta mała guwernantka nie była tak djabelnie ładna, toby się na nią pogniewał.
— Czemu to szukać wybiegów? Mogłeś odrazu powiedzieć: ma się rozumieć — rzekła ciotka Debby. — A prawda! zapomniałam! Pięciu yankesów na jednego konfederata, to zwykły stosunek. Czy nie tak?
— Właśnie — dobrodusznie odparł Harry. — Nie bądź tak złośliwą, ciotko. Jesteś pani, bądź co bądź, jedyną yankeską, która umie piec tak wyborny chleb żytni.
— To szczęście, że posiadam choć tę jedną zaletę, która mnie czyni znośną. Daisy! czemu nic nie jesz? Uważaj, proszę, aby Pozy nie przejadła się marmoladą.
Rozmowa zeszła już była na tor drażliwy i tylko uszanowanie dla pani Frost utrzymywało ją w granicach umiarkowania. Marjorie przysłuchiwała się jej z oczami spuszczonemi na talerz, z wypiekami na twarzy i dziwnie dławiącem uczuciem w gardle; po raz pierwszy w życiu zdawała sobie sprawę, jak bardzo przywiązaną była do starego sztandaru. Nigdy dotąd nie słyszała konfederatów, otwarcie rozmawiających w ten sposób. Schwyciwszy w przelocie posępną błyskawicę spojrzenia, która strzeliła z pod krzaczastych brwi kuzyna Hicksa, przekonała się, że mimo pozornego spokoju, stary kwakier również poruszonym był do głębi.
Przez cały wieczór Marjorie unikała o ile mogła Peytonów, trzymając się przeważnie towarzystwa starszych osób. Przyjaciel Hicks widocznie upodobał ją sobie, to też usiadła przy nim,
Strona:PL Gould - Gwiazda przewodnia.djvu/148
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.