Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/739

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, Andrzeju, miałem udar mózgowy.
— Czy to możliwe? Mój Boże! — zawołał i lękiem Sztolc. Ale następstw nie było?
— Tak, tylko lewą nogą nie władam dobrze.
— Ach, Ilja, Ilja, co się z tobą dzieje! Przecież ty osunąłeś się zupełnie. Cożeś robił przez ten cały czas? Piąty rok już mija, jakeśmy się widzieli.
Obłomow westchnął.
— Dlaczegożeś nie pojechał do Obłomówki? Dlaczego nie pisałeś?
— Cóż mam ci opowiadać Andrzeju. Ty znasz mnie, nie pytaj o więcej — odpowiedział ze smutkiem Obłomow.
— Zawsze w tem samem miejscu, w tem samem mieszkaniu? — pytał Sztolc, rozglądając się po pokoju.
— Tak, zawsze tutaj. Teraz już nie zmienię mieszkania.
— Jakto? Stanowczo nie?
— Tak Andrzeju... stanowczo.
Sztolc spojrzał na niego pilnie i zamyślił się. Począł chodzić po pokoju.
— A cóż z Olgą Siergiejewną? Czy zdrowa? Czy pamięta...
Obłomow nie dokończył.
— Zdrowa i pamięta ciebie, jakbyście się wczoraj rozstali. Zaraz powiem ci, gdzie ona.
— A dzieci?
— I dzieci zdrowe... Ale powiedz Ilja, czy ty żartujesz, że zostaniesz w tem mieszkaniu? Ja przyjechałem właśnie po ciebie, ażeby cię zabrać ze sobą na wieś...
— Nie, nie! — zniżywszy głos i spoglądając na drzwi mówił Obłomow, wzburzony widocznie. — Nie,