Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/735

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha? Co? Kto to? — niespokojnie odezwał się Ilja Iljicz.
— Zadrzemaliście Ilja Iljicz — łagodnie odezwała się gospodyni — a Andrjuszka wlazł i rozbudził was.
— Kiedyż ja drzemałem! — bronił się Ilja Iljicz, biorąc dziecko w ramiona. Słyszałem przecież dobrze jak on lazł po mnie. Wszystko słyszałem. Ach, ty swawolniku, za nos chwytasz! Ja ci dam! Poczekaj! Poczekaj! — mówił, pieszcząc dziecko.
Potem postawił je na podłogę i głośno westchnął.
— Proszę coś opowiedzieć, Iwanie Aleksiejew — rzekł.
— Wszystko omówiliśmy już Ilja Iljicz. Niema nic więcej do opowiadania.
— Jak to nic? Pan przecież bywa między ludźmi — niema nowin żadnych? Coś czyta pan przecież?
— Tak, czasem czytam, lecz czasem inni czytają, rozmawiają — a ja słucham. Wczoraj naprzykład, u Aleksieja Spirydonycza syn, student, głośno czytał...
— Cóż on czytał?
— Czytał o Anglikach, że komuś broń i proch posłali. Aleksiej Spirydonycz mówił, że będzie wojna.
— A komuż broń posłano?
— Do Hiszpanji czy do Indji — nie pamiętam, tylko wiem, że poseł był bardzo niezadowolony.
— Jaki poseł? — spytał Obłomow.
— To już zupełnie zapomniałem! — rzekł Aleksiejew, podnosząc nos do sufitu i starając się przypomnieć.
— Ale z kimże ma być wojna?