Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/724

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pościeli. A co do miotły, desek, kawałków cegły, dna od beczki i dwóch polan drzewa, które leżały u niego w pokoju — on bez nich obejść się nie może, ale dlaczego — nie wyjaśnił. Oświadczył wyraźnie, że ani kurz ani pajęczyna wcale mu nie przeszkadzają w niczem. Tłumaczył, że on nie wścibia nosa do kuchni, nie życzy sobie przeto ażeby się zajmowano jego obowiązkami.
Anisję, którą raz zastał w swoim pokoju, powitał taką pogardą, tak poważnie zagroził łokciem, w pierś skierowanym, że lękała się zaglądać do niego. Gdy sprawa opierała się czasem o wyższą instancję, do rozstrzygnięcia Ilji Iljicza, „barin“ szedł, ażeby popatrzyć i wydać najsurowszą dyspozycję, ledwie wsunął głowę do pokoju Zachara i popatrzył przez sekundę na wszystko co tam było, spluwał zwykle i nie rzekł ani słowa.
— Cóż? Wygrałyście? — mówił Zachar do Agafji Matwiejewny i do Anisji, które przyszły z Ilja Iljiczem w nadziei, że jego interwencja przyda się na coś. Potem uśmiechnął się po swojemu, szeroko tak, że brwi i bokobrody jego rozsunęły się na strony.
W innych pokojach było jasno, czysto, świeżo. Stare wypłowiałe firanki znikły, a okna i drzwi bawialnego pokoju i gabinetu ozdobiono szafirowemi i zielonemi draperjami i muślinowemi firaneczkami z różowemi festonami — roboty Agafji Matwiejewny.
Poduszki były białe jak śnieg i piętrzyły się ledwie nie do sufitu, kołdry były jedwabne.
Całemi tygodniami pokój gospodyni był zawalony kilkoma stolikami do kart, zbliżonemi