Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/617

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mistrzem? U kogo ona brała lekcje życia? U barona? Nie, z jego pustych, gładkich frazesów nic nie można było zaczerpnąć. U Iljuszy? — Chyba także nie...
Nie mógł zrozumieć Olgi. Na drugi dzień znowu biegł do niej i z trudnością, powoli odcyfrowywał hieroglify jej oblicza, nieraz z jakąś trwogą, ale zwycięsko, odczytywał te wszystkie pytania, wątpliwości, wymagania, wszystko co tylko odbijało się w rysach jej twarzy.
Z doświadczeniem zapuszczał się Sztolc w labirynt jej rozumu i charakteru. Codziennie wykrywał i badał nowe rysy i fakty, a mimo to do dna jeszcze nie sięgnął. Z niepokojem i podziwem przekonywał się, że jej rozum potrzebuje codziennego chleba, a dusza milknie, pragnąc doświadczenia i życia.
Do tak obszernej działalności Sztolca, przybywała jeszcze cudza działalność i życie. Otoczywszy Olgę kwiatami, książkami, nutami i albumami, Sztolc uspokajał się, przypuszczając, że na długo wypełnił dnie swojej przyjaciółki i szedł do pracy. Oglądał jakieś kopalnie, jakąś świetnie urządzoną fermę, bywał w towarzystwie, robił znajomości, stykał się z nowymi albo wybitnymi ludźmi. Potem wracał do Olgi zmęczony, siadał obok fortepianu i wypoczywał przy dźwięku jej śpiewu. Nagle na twarzy jej dostrzegał już nowe zapytania i uporczywe szukanie odpowiedzi. Niepostrzeżenie, mimowolnie, powoli opowiadał jej co widział i czem się zajmować.
Czasem Olga objawiała chęć oglądania i poznania tego co on poznał. Wówczas Sztolc jechał z nią, oglądał znowu te same budynki, miejsco-