Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/616

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się ją rozbawić. Niekiedy przykro jej nawet było, że — śmiać się nie może.
Sztolc spostrzegł, że Olgi już nie można rozśmieszać. Często jakiegoś wesołego dowcipu Sztolca wysłuchiwała z niesymetrycznie podniesionemi brwiami, ze zmarszczką na czole — i nie uśmiechała się wcale, tylko milcząco patrzyła na niego jakby chciała zrobić wymówkę za lekkomyślny żart. Czasem w odpowiedzi na żart, rzucała jakieś poważne zapytanie i wpatrywała się weń tak uporczywie, czekając odpowiedzi, że Sztolc wstydził się swojej lekkiej rozmowy.
Niekiedy na twarzy jej odbijało się takie wewnętrzne zmęczenie z powodu codziennego beztreściowego życia i pustej rozmowy, że Sztolc nieraz przechodzić musiał do poważnych tematów, których zwykle z kobietami nie poruszał. Dużo myśli i energji traciło się nato, ażeby zamglony wzrok Olgi rozjaśnić i uspokoić i aby nie pragnął, nie szukał czegoś jeszcze poza odpowiedzią.
Sztolc niepokoił się, gdy z powodu niedokładnego wyjaśnienia, spojrzenie Olgi przybierało wyraz suchy, surowy, brwi jej ściągały się, a na twarzy zapadał cień milczącego, ale głębokiego niezadowolenia. Musiał przez kilka dni wysilać wszystek swój rozum, przebiegłość, zapał i znajomość kobiet, ażeby z trudem, powoli wydobyć z serca Olgi uśmiech, rozjaśniający twarz łagodnem spojrzeniem.
Wieczorem wracał niekiedy do domu, zmęczony tą walką wewnętrzną, lecz czuł się rozradowany, gdy z tej walki wychodził zwycięsko.
— Jak ona dojrzała, mój Boże! — myślał. — Jak się rozwinęła ta dziewczyna. Kto był jej