Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/614

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pilnie, ale Olga była nieprzenikliwa, niedostępna dla jego spostrzeżeń.
— Co się z nią stało? — myślał Sztolc. — Dawniej odgadywałem wszystko, a teraz — jaka zmiana!
— Jak się pani rozwinęła, Olgo Siergiejewno, wyrosła, dojrzała — powiedział głośno — zupełnie nie poznaję pani! A przecież ledwie rok minął od naszego ostatniego widzenia się. Co pani robiła? Co się z panią działo? Proszę opowiadać, opowiadać!
— Właściwie... nic nadzwyczajnego — odpowiedziała, przypatrując się jakiejś materji.
— Jakże śpiew pani idzie? — mówił Sztolc, badając nową dla niego Olgę i starając się wyczytać z jej twarzy nieznane mu myśli, ale myśli uciekały i chowały się.
— Dawno nie śpiewałam... od dwóch miesięcy może — odpowiedziała niedbale.
— A cóż się dzieje z Obłomowym? — rzucił nagle pytanie. — Czy zdrów? Nie pisze do mnie wcale.
Olga byłaby może zdradziła tajemnicę, gdyby jej na ratunek nie przyszła ciotka.
— Proszę sobie wyobrazić — rzekła, wychodząc z magazynu — bywał u nas codziennie, nagle znikł. Gdyśmy się wybierały wyjechać za granicę, posłałam dowiedzieć się o niego. Powiedziano chory — nie przyjmuje nikogo. I tak niewidzieliśmy się wcale.
— I pani nic nie wie? — spytał z pewną troskliwością Olgę.
Olga pilnie lornetowała przejeżdżający powóz.
— On rzeczywiście zachorował — powiedziała, przypatrując się powozowi.