Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/612

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IV.

Musimy się teraz cofnąć wstecz, zanim Sztolc przyjechał na imieniny Obłomowa, do innych miejsc, daleko od Wyborgskiej strony. Tam spotkamy znajome nam osoby, o których Sztolc nie wszystko jeszcze, co wiedział, zakomunikował Obłomowowi. Może miał jakie powody po temu, a może wprost, Obłomow nie pytał o wszystko — także zapewne nie bez powodu.
Raz w Paryżu Sztolc szedł bulwarem i roztargnionym wzrokiem spoglądał na przechodniów, na szyby magazynów, nie zatrzymując wzroku na niczem. Długi czas nie miał już listów z Rosji — ani z Kijowa, ani z Odesy, ani z Petersburga. Było mu przykro. Odniósł był właśnie trzy listy na pocztę i wracał do domu.
Nagle wzrok jego zatrzymał się na czemś nieruchomo i z ciekawością, ale wkrótce się zrównoważył... Jakieś dwie panie zeszły z bulwaru i wstąpiły do sklepu.
— Nie, nie może być — myślał — co za myśl! To nie one. Przecież wiedziałbym o tem.
Mimo to zbliżył się do wystawy magazynu i przez okno począł się paniom przypatrywać.
— Nic nie dojrzę — zwrócone są tyłem do okna.
Sztolc wszedł do sklepu i począł coś wybierać.