Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/557

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XI.

Cztery miesiące! Jeszcze cztery miesiące przymusu, potajemnego widywania się, podejrzanych spojrzeń i uśmiechów! — myślał Obłomow, idąc po wschodach do Iljinskich. — Mój Boże! Kiedy to się skończy? A Olga będzie nalegać — dziś, jutro. Ona tak naciska zawsze, taka nieustępliwa! Trudno ją przekonać...
Obłomow doszedł prawie do pokoju Olgi, nie spotkawszy nikogo. Olga siedziała w swoim maleńkim bawialnym pokoju i zagłębiona była w czytanie jakiejś książki.
Stanął nagle przed nią, tak, że drgnęła. Potem z łagodnym uśmiechem na twarzy wyciągnęła ku niemu rękę. Oczy błądziły, jak gdyby jeszcze były zajęte czytaniem.
— Sama jesteś?
— Tak. Ciotka wyjechała do Carskiego Sioła. Chciała mnie wziąść ze sobą. Będziemy na obiedzie prawie sami. Przyjdzie tylko Marja Siemionówna. Inaczej nie mogłabym cię przyjąć. Dzisiaj nie można jej powiedzieć. Jak to przykro. Ale jutro — dodała, uśmiechając się. A cóż, gdybym ja dzisiaj wyjechała do Carskiego Sioła? — spytała żartobliwie.
Obłomow milczał.
— Jesteś zmartwiony? — spytała.