Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/466

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co ona tam temi łokciami tak żywo obraca? — spytał Obłomow.
— Kto ją wie. Koronki prasuje, czy co.
Obłomow przypatrzył się poruszeniom łokci, jak plecy zginały się i rozginały.
U dołu, gdy się schylała, widać było czystą spódnicę, czyste pończochy i okrągłe, pełne łydki.
— Żona urzędnika — pomyślał Obłomow — a łokcie, jak u jakiej hrabiny, nawet z dołeczkami.
W południe Zachar wszedł zapytać, czy barin nie zechce spróbować ich „piroga“. Kazała zaproponować gospodyni.
— Dziś niedziela, więc pieką „pirog“.
— Dobry to może być „pirog“! — niedbale zauważył Obłomow. Z cebulą pewnie i z marchwią!
— „Pirog“ nie gorszy od Obłomowskich — zauważył Zachar — z kurczętami i świeżemi grzybami.
— Ach, to musi być bardzo smaczne! Przynieś! Kto to u nich gotuje? Czy ta zamorusana baba!
— Gdzie jej do tego! — z pogardą zauważył Zachar. — Gdyby nie gospodyni, to baba i garnka nie potrafi przystawić. Gospodyni sama w kuchni gotuje. „Pirog“ wypiekły razem z Anisją.
Po pięciu minutach z bocznego pokoju wysunęła się goła ręka, ledwie przykryta szalem, który już był na niej widział, trzymająca talerz w ręku, z kawałkiem dymiącego się „piroga“.
— Bardzo pięknie dziękuję — odezwał się łagodnie Obłomow, biorąc talerz z „pirogiem“ i spojrzawszy ku drzwiom wzrokiem wpił się w wysokie piersi i nagie plecy.
Drzwi zamknęły się pośpiesznie.