Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogrodnik dał georginje, a aloes jeszcze był przy mężu.
W tej chwili weszła nagle do pokoju Akulina. W ręku jej bił skrzydłami i gdakał rozpaczliwym głosem wielki kogut.
— Co ty? Co ty! Idź stąd! — wołała wstydliwie Pszenicynowa, — widzisz, gość.
— Tylko chciałam zapytać — mówiła Akulina, wziąwszy koguta za nogi i trzymając głowę. Daje siedemdziesiąt kopiejek...
— Idź, idź do kuchni — mówiła Agafja Matwiejewna. — Szarego nakrapianego, a nie tego — dodała prędko, a sama zawstydziwszy się, schowała ręce pod szal i poczęła patrzeć w podłogę.
— Gospodarstwo! — zauważył Obłomow.
— Tak, my mamy dużo kur... sprzedajemy jajka i kurczęta. Tu na tej ulicy do domu grafa i na letnisko od nas kupują — odrzekła, śmielej spojrzawszy na Obłomowa.
Twarz jej przybierała wyraz zakłopotanej troskliwości. Nawet tępość znikała powoli, gdy zaczęła mówić o rzeczy dobrze jej znanej. Na każde inne pytanie, nie odnoszące się do znajomej dobrze i celowej sprawy, odpowiadała uśmiechem i milczeniem.
— Trzeba było rozłożyć to wszystko... — zauważył Obłomow, wskazując na kupę swoich mebli i sprzętów.
— My chcieliśmy — rzekła żywo, ale brat nie pozwala — i śmielej spojrzała na Obłomowa. — Bóg wie, co on ma tam w stołach i szafach — powiada. — Coś przepadnie, do nas będą mieli pretensję.
— Ostrożny brat pani.