Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/409

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kój horyzontu. Nieraz Olga zamyślała się nad Obłomowym, nad swoją dla niego miłością, gdyż pomimo miłości dużo jeszcze pozostawało jej czasu i miejsca w sercu. Nie na wszystkie pytania znajdowała właściwą i gotową odpowiedź z jego strony i wola jego niezawsze dawała oddźwięk na jej wolę; na jej siłę i pragnienie życia on odpowiadał tylko namiętnem spojrzeniem — więc wpadała w ciężką zadumę. Coś zimnego, jak wąż, wciskało się do jej serca, ochładzało marzenia i spokojny, fantastyczny świat szczęścia nabierał barw jesiennego dnia, w którym wszystko powleka się szarą barwą.
Zastanawiała się nad tem, skąd pochodzi taki brak pełności szczęścia? Czego właściwie jeszcze brak? Co jeszcze potrzebne? Czyż to tylko los, przeznaczenie — kochać Obłomowa? Miłość ta znajduje oddźwięk w jego prostocie, w jego wierze w ideał dobra, a przedewszystkiem w jego delikatnem uczuciu, tak delikatnem, jakiego nigdy nie spotykała u mężczyzn.
Cóż z tego, że nie na każdy jej pogląd odpowiada on zrozumiałym jej poglądem, że nie to, czegoby pragnęła, dźwięczy w jego głosie, co jej kiedyś, kiedyś dźwięczało już raz niby we śnie, niby na jawie... To wyobraźnia tylko działa, to nerwy, pocóż ich słuchać i mędrkować?
Gdyby nawet chciała wyrzec się tej miłości — jak się wyrzec? Rzecz się stała. Ona kocha. Pozbyć się tej miłości dobrowolnie, jak sukni, nie można... „Nie można kochać dwa razy w życiu“ — myślała. Mówią, że to — niemoralne.
Tak uczyła się ona kochać, badała miłość, a każdy nowy krok przyjmowała łzami lub uśmiechem,