Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

postronnych ludzi i okazało się, że mieszczanie straszliwi oszuści: sprzedają zepsute towary, oszukują na wadze i mierze nawet rząd, że są niemoralni, że bicie ich zatem — jest zupełnie słuszną karą...
— A zatem owo pyskobicie w powieści pańskiej jest czemś podobnem do starożytnego tragicznego fatum — zauważył Obłomow.
— Tak jest — odpowiedział Pienkin. — Pan masz dużo taktu, Ilja Iljicz. Pan musisz pisać! Otóż udało mi się wykazać i samowolę naczelnika policji, i rozwiązłość obyczajów śród ludu, i niewłaściwą organizację pracy urzędników, i konieczność surowych, ale sprawiedliwych kar... Prawda, jest to myśl... nowa.
— Tak. Szczególnie dla mnie — zauważył Obłomow. — Ja tak mało czytuję...
— W rzeczy samej, nie widać u pana książek! — rzekł Pienkin. — Zaklinam pana, niech pan jedną rzecz przeczyta, jedną rzecz... właśnie wykańcza się do druku poemat p. t. „Miłość kubaniarza do nierządnicy“... Nie mogę panu powiedzieć, kto jest autorem... to sekret...
— Jakaż to treść?
— Odmalowany tu cały mechanizm naszego społecznego ruchu, wszystko to w barwach poetyckich. Wszystkie sprężyny poruszone, wszystkie stopnie drabiny społecznej wskazane. Jak na sąd, powołał tu autor słabego zdegenerowanego arystokratę, roje oszukujących go kubaniarzy i różne stopnie upadłych kobiet — są to Francuzki, Niemki, Czuchonki i — wszystko, wszystko... odmalowane z uderzająco żywym realizmem i prawdą... Słyszałem, jak mówiono: to wielki pisarz! Jest w nim coś z Danta, coś z Szekspira...