Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wobec tego, co robię? Gdyby nawet ludzie nic mi nie powiedzieli, co ja sama sobie powiem? Z tego powodu i ja miewam nieraz bezsenne noce, ale nie męczę pana domysłami o przyszłości, bo mam wiarę w dobrą przyszłość. Moje pojęcie szczęścia jest silniejsze od strachu. Dla mnie ma wartość to, gdy z mego powodu błysną panu oczy, gdy pan szuka mnie, wdzierając się na szczyty pagórków, gdy pan zapomina o lenistwie i pędzi śród upału do miasta, aby tam kupić bukiet dla mnie, przywieźć książkę, gdy widzę, że zmuszam pana do uśmiechu, do pragnień życia... Ja oczekuję i szukam jednego tylko — szczęścia i wierzę, że je znalazłam. Jeśli się pomylę, jeśli prawda, że będę je opłakiwać, czuję przynajmniej — tu rękę przyłożyła do serca — że niema winy z mojej strony — to znaczy, że los nie przeznaczył mi szczęścia. Nie dał go Bóg. Nie boję się łez przyszłości. Płacz mój nie będzie daremny — za łzy moje coś kupiłam... Mnie było tak dobrze... — zakończyła.
— Niechże znowu będzie dobrze! — prosił Obłomow.
— A pan tylko ponure obrazy widzi w przyszłości. Panu szczęście niepotrzebne. Jest to niewdzięczność — mówiła dalej, — to nie miłość, to...
— Egoizm — dopowiedział Obłomow.
Nie miał odwagi spojrzeć na Olgę, mówić, prosić przebaczenia.
— Proszę iść — rzekła ledwie dosłyszalnym głosem — dokąd pan szedł.
Obłomow spojrzał na nią. Łez już nie było — wyschły. Olga zamyślona patrzyła w ziemię i parasolem kreśliła na piasku jakieś linje.
— Niech się pan znowu położy na grzbiecie —