Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w ofierze? Czy robię to obojętnie? Czyż w głębi nie łka cała moja istota? Dlaczegoż ja to robię?
— Dlaczego? — powtórzyła.
Nagle przestała płakać i zwróciła się do niego.
— Dlatego, dlaczego schowałeś się pan teraz w krzakach — ażeby zobaczyć, czy będę płakać i jak będę płakać — oto dlatego! Gdybyś pan pragnął szczerze tego, co napisałeś w liście, gdybyś pan był przekonany, że rozstać się trzeba, wyjechałby pan za granicę, nie widząc się ze mną.
— Co za myśl! — rzekł z wymówką. Nie powiedziałem jeszcze wszystkiego.
Przeraziła go ta uwaga, gdyż nagle zrozumiał, że to była prawda.
— Tak, wczoraj potrzebne było panu moje „kocham“, dziś potrzebne panu moje łzy, a jutro zechce pan może widzieć, jak będę umierać.
— Olga! Czyż można tak mnie obrażać? Czyż nie wierzy pani w samej rzeczy, że dziś oddałbym połowę mego życia, ażeby słyszeć śmiech pani i nie widzieć łez?
— Teraz może, kiedyś już pan widział, jak opłakuje pana kobieta... Nie! — dodała — pan nie ma serca. Gdybyś pan istotnie nie chciał moich łez, nie uczyniłbyś pan tego, coś uczynił.
— Czyż ja mogłem przypuszczać! — krzykiem prawie przemówił Obłomow, przyciskając obie dłonie do piersi.
— Serce kochające ma swój rozum — zauważyła — ono wie, czego pragnie i przewiduje, co stać się może. Wczoraj nie mogłam tu przyjść, gdyż mieliśmy niespodzianą wizytę, ale wiedziałam, że pana dręczyłoby oczekiwanie, miałbyś może noc bezsenną lecz przyszłam mimo to, bo nie chciałam