Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szę odejść! Poco pan tutaj? Wiem, żem nie powinna płakać — po czem? Pan ma słuszność, tak, wszystko zdarzyć się może.
— Co zrobić, aby tych łez nie było? — pytał, uklęknąwszy przed nią. Proszę mówić, proszę rozkazywać — wszystko zrobię.
— Pan zrobiłeś wszystko, abym płakała, a zatrzymać łzy — nie w pańskiej mocy. Pan nie ma tej siły. Proszę mnie zostawić! — mówiła, wachlując się chusteczką.
Ilja Iljicz spojrzał na nią i zdaje się wyczytał w niej przekleństwo.
— Nieszczęsny list! — zawołał z wyrzutem.
Olga otworzyła koszyk, wyjęła list i wręczyła mu.
— Proszę go wziąć... zabrać ze sobą, ażebym długo jeszcze nie płakała, patrząc na niego.
Milcząc schował list do kieszeni i siedział, głowę schyliwszy.
— Odda przynajmniej pani sprawiedliwość moim zamiarom — rzekł cicho. — To dowodzi, jak drogiem dla mnie jest szczęście pani.
— Tak, drogie — odrzekła, westchnąwszy. — Nie, Ilja Iljicz, pan widocznie zazdrościł mi mego cichego szczęścia i pośpieszył je zamącić.
— Zamącić? Chyba pani nie czytała mego listu? Ja pani powtórzę...
— Nie doczytałam, bo łzy zalały mi oczy. Ach, jam jeszcze głupia! Domyślałam się reszty. Proszę nie powtarzać, abym nie płakała znowu... — Znowu łzy popłynęły.
— Czyż nie dlatego chcę panią opuścić, że jej szczęście widzę dopiero w innej niż ze mną przyszłości, że dla tego szczęścia sam siebie składam