Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oh, nie żałują! — z pewną zawiścią zauważył Obłomow, potem westchnął i zamyślił się.
— Pieniędzy potrzeba... w jesieni żenię się — dodał Sudbinski.
— Co tobie? W samej rzeczy? Z kim? — z zainteresowaniem zapytał Obłomow.
— Nie żartuj, z Murasziną. Pamiętasz, na letnisku mieszkali koło nas. Byłeś na herbacie u mnie i zdaje się, widziałeś ją.
— Nie, nie pamiętam. Ładna? — spytał Obłomow.
— Tak, bardzo milutka. Jedźmy, jeśli chcesz, do nich na obiad.
Obłomow zatrwożył się.
— Dobrze... tylko...
— W przyszłym tygodniu — dorzucił Sudbinski.
— Tak, tak, tak, w przyszłym tygodniu — rzekł radośnie Obłomow — jeszcze moje ubranie nie gotowe. Czy to dobra partja dla ciebie?
— Tak. Ojciec jest rzeczywistym radcą stanu... daje posagu dziesięć tysięcy... mieszkanie bezpłatne w rządowym gmachu. Oddaje nam połowę — dwanaście pokojów, meble rządowe, opał, światło także rządowe. Można żyć.
— Można. Oczywiście. Taki to Sudbinski — dodał nie bez zazdrości Obłomow.
— Na wesele Ilja Iljicz proszę. Będziesz moim drużbą.
— Jakże! Oczywiście! — odpowiedział Obłomow. — No, a co porabiają Kuzniecow, Wasiljew, Machow?
— Kuzniecow dawno się ożenił, Machow zajął moje miejsce, a Wasiljewa do Polski przenieśli.