Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/351

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

błysnęły pragnienia i wola. W nieruchomej dotychczas twarzy Obłomowa Olga dojrzała nagle zjawienie się celu życia.
— Życie, życie znowu się przede mną otwiera — zawołał jak w malignie. — Ono w twarzy pani, w jej uśmiechu, w tej gałązce, w Casta diva... we wszystkiem.
Olga pokiwała głową przecząco.
— Nie, nie wszystko... to tylko połowa.
— Lepsza?
— Może. Przypuszczam.
— A gdzież druga połowa? Cóż jeszcze?
— Proszę szukać.
— Dlaczego?
— Ażeby nie zgubić pierwszej — dokończyła. Podała mu ramię i poszli do domu.
Obłomow z zachwytem choć nieznacznie rzucał spojrzenia na jej kibić, jej główkę, na włosy i ściskał gałązkę bzu.
— Wszystko to moje... moje... — myślał i nie wierzył sam sobie.
— Pan nie przeprowadzi się na Wyborgską stronę? — spytała, gdy odchodził do domu.
On zaśmiał się i nawet nie nazwał Zachara durniem.