Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedołęgów i uśmiechała się przytem, patrząc na niego.
— Ty, Zachar Trofimycz, niepotrzebnie zamykasz zasuwę w piecu, a potem dopiero otwierasz okno — ochładzasz pokój.
— A kiedyż, według ciebie, trzeba otwierać? — spytał z szorstkością męża.
— Wtedy, gdy palisz w piecu — powietrze wyjdzie, potem ogrzeje się znowu — odpowiedziała spokojnie.
— Toś głupia! — odpowiedział. — Dwadzieścia lat tak robiłem, a teraz dla ciebie będzie inaczej?
Na półce w szafie leżały obok siebie cukier, herbata, cytryna, różne srebro, a tuż obok szuwaks, szczotki i mydło.
Raz przyszedłszy, zauważył, że mydło leży na umywalni, szczotki i szuwaks w kuchni, a cukier i herbata w osobnej przegródce w komodzie.
— Poco ty to wszystko przewracasz mi po swojemu? — zapytał groźnie. — Ja umyślnie wszystko trzymam w jednem miejscu, aby było pod ręką, a ty rozrzucasz po różnych kątach.
— Ażeby herbata nie naciągała zapachem mydła — odpowiedziała mu łagodnie.
Innym razem pokazała mu na ubraniu Ilji Iljicza kilka dziur, zrobionych przez mole i powiedziała, że raz na tydzień trzeba wytrzepać i oczyścić ubranie.
— Pozwól, ja to trzepaczką wytrzepię — zauważyła spokojnie.
Zachar wyrwał jej z rąk trzepaczkę i frak i począł się gniewać na Ilję Iljicza, że mu wymyśla za rozmnożenie się prusaków. Przecież „nie ja ich wymyśliłem“. Anisja milcząc zabrała z półki kawałki